CHINY I FILIPINY ( BORACAY) listopad-grudzień 2017

 

 

WIELKI KRAJ Z MNÓSTWEM ATRAKCJI

 

 

 

Do zwiedzania Chin podchodziliśmy jak pies do jeża. Pierwszą próbę podjęliśmy w 2012 r. kiedy to po zwiedzaniu Tybetu planowaliśmy na miesiąc zostać w Chinach. Problemy z wizą zmusiły nas jednak do opuszczenia kraju (więcej o tym napiszę w części o Tybecie) i jedyne co zobaczyliśmy to Xian z Terakotową Armią. Później byliśmy w interesach w Guangzhou ( Kanton) ale nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Państwa Środka. Obawialiśmy się problemów z komunikacją. Znajomość angielskiego należy tu do rzadkości, a na dodatek chińskie litery są dla nas zupełnie nieczytelne. Stąd napisów z nazwami ulic, na autobusach, dworcach, przystankach itd. nie można odczytać i nie da się nikogo o cokolwiek zapytać. Jak więc sobie poradziliśmy? Na szczęście pomogła nam nowoczesna technologia i całkiem nieźle zadziałała telefoniczna aplikacja z chińsko-angielskim tłumaczem. Napotkani przez nas Chińczycy też często korzystali z podobnych rozwiązań i dzięki temu udało nam się jakoś dogadać.

O wizę można ubiegać się w konsulacie w Gdańsku i w Ambasadzie w Warszawie. Obowiązuje rejonizacja i my jako mieszkańcy Wielkopolski składaliśmy wnioski w Warszawie. Opłata za wizę wynosi 260 PLN, a dopłata za tryb ekspresowy nie pozwala na otrzymanie wizy w dniu złożenia wniosku i trzeba odwiedzić ambasadę drugi raz. Paszport z wizą może odebrać ktoś w naszym imieniu -nas wyręczyli nasi przyjaciele z Warszawy. Druk wniosku i niezbędne informacje zawarte są na stronie ambasady –  pl.china-embassy.org/pol/lsyw/ .

Poszukując tanich połączeń lotniczych korzystamy z internetowych wyszukiwarek. Ostatnio najtańsze bilety znajdowaliśmy na momondo.pl . Lot z Warszawy przez Paryż do Kantonu ( Gungzhou) i z powrotem kosztuje ok. 1800 PLN choć oczywiście warto polować na promocje. Jeśli lotnisko docelowe nie jest tym na które przylecieliśmy do Chin, czyli jeśli przesiadamy się na połączenie krajowe, pamiętajmy aby upewnić się czy nasz bagaż będzie przepakowany do wewnątrzkrajowego samolotu. Najprawdopodobniej nie i powinniśmy odebrać bagaż po przylocie do Chin i ponownie nadać go na rejs krajowy. Kilka lat temu lecieliśmy z Berlina przez Amsterdam i Pekin do Kantonu. Na lotnisku w Berlinie zapewniono nas. że nasze bagaże nadane są do Guangzhou, a jednak po wylądowaniu w Kantonie okazało się, że zostały w Pekinie. Po czterech dniach nerwówki łaskawie odesłano je na lotnisko w Guangzhou – w cywilizowanych krajach bagaż dostarcza się do hotelu- i tam nie bez trudu ( problemy z dogadaniem się) osobiście je odebraliśmy. 

Chcąc znaleźć zakwaterowanie korzystaliśmy z booking.com . Poszukiwaliśmy hoteli położonych w pobliżu stacji metra gdyż tak w Kantonie jak i w Pekinie metro kursuje z lotniska i jest ono tańsze od taksówek i autobusów do miasta. Przemieszczanie się metrem jest łatwe. Na stacjach są również angielskie napisy. Bilety a raczej żetony na przejazd nabywa się w łatwych w obsłudze automatach z wersją w języku angielskim. Na wyświetlonej na dużym ekranie mapie metra dotyka się punktu ze stacja docelową, zaznacza się ilość kupowanych biletów i do szczelin wsuwa się monety lub banknot ( 10 lub 20 CNY). Do szuflady na dole automatu spadają żeton oraz reszta i gotowe. Na stacjach są budki gdzie personel rozmienia lub wymienia podniszczone banknoty. Pekińskie metro uchodzi za najbardziej zatłoczone na świecie ale nie było tak źle. W godzinach szczytu ruch na peronach nadzorują mundurowi pracownicy i wszystko idzie dość sprawnie. W wagonach nad wejściami umieszczone są trasy przejazdu z podświetleniem najbliższej stacji. Ponadto z głośników nadawane są komunikaty o trasie linii ( również po angielsku). Przy wejściach na stacje prześwietlane są bagaże i przechodzi się przez bramki tak jak na lotnisku. Tu również nie można wnosić niebezpiecznych przedmiotów.  

Krótko po przylocie kupiłem chińską kartę telefoniczną z dostępem do internetu. Niestety w tym kraju zakup karty to skomplikowana procedura. Robiono mi zdjęcia, skanowano paszport i wizę a całość trwała ok 40 min. Za ważną przez 6 tygodni  kartę zapłaciłem aż 150 CNY, jednak lokalna karta z internetem bardzo ułatwiła nam pobyt. 

Podczas wycieczki po Chinach spędziliśmy kilka dni w Kantonie, zwiedziliśmy Pekin, wpadliśmy do położonego niedaleko Mongolii Datongu i podziwialiśmy Góry Tianzi i ich okolice. Zacznę od Pekinu.

 

 

 

PEKIN

 

 

Do Pekinu polecieliśmy liniami China Eastern Airlines. Dwa bilety na trasie Kanton-Pekin kupione na stronie  www.chinatraveldepot.com  kosztowały nas 386 USD. W Pekinie spędziliśmy 10 dni i to zupełności wystarczyło na spokojne zwiedzenie wszystkich interesujących nas atrakcji stolicy i jej okolic. Zamieszkaliśmy w hotelu oddalonym ok. 2 km od Zakazanego Miasta i Placu Tiananmen i 0,5 km od stacji metra. Po mieście poruszaliśmy się metrem lub pieszo. W połowie listopada w Pekinie było chłodno ( zdarzało się 7-10 stopni C). 

 

 

Plac Tiananmen ( Plac Niebiańskiego Spokoju)

 

Wejście na uznawany za największy na świecie publiczny plac nie jest łatwe. Teren monitorowany jest przez setki policjantów i wojskowych oraz przez dziesiątki kamer, które zapewne śledzą każdy ruch spacerujących tu ludzi. Cały teren ogrodzony jest metalowymi barierami, a przy wejściach mundurowi dokładnie przeglądają bagaże i dokumenty gości. To tu właśnie w 1989 doszło do masakry protestujących studentów i intelektualistów i dzisiaj władze ,,dmuchają na zimne”. W centralnej części placu stoi prawie 40-to metrowy pomnik Bohaterów Ludu, a tuż za nim okazałe mauzoleum Mao Zedonga. Sąsiadujące z placem budynki przypominają obiekty z czasów stalinowskich. Trzecim obiektem stojącym na placu jest wysoki maszt z chińska flagą. Od sąsiedniego Zakazanego Miasta plac odgrodzony jest Bramą Niebiańskiego Spokoju będącą głównym wejściem do cesarskiego pałacu. Brama z wizerunkiem Mao Zedonga jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych, chińskich budynków i umieszczona jest w godle kraju. Z wież bramy roztacza się najlepszy widok na plac. Wstęp na wieże kosztuje 15 CNY, a podręczne torby i plecaki trzeba pozostawić w przechowalni bagażu ( 4 CNY). 

 

 

 

Zakazane Miasto

 

 

Niewiele jest miejsc które swym rozmachem i przepychem mogłyby dorównać Zakazanemu Miastu. Wybudowany w XV w. kompleks pałacowy ma blisko kilometr długości i mieści się w nim ok. 800 budynków. Całość otoczona jest wysokim na 10 m murem i szeroką na 58 m fosą. Zespół pałacowy był siedzibą  24-ech cesarzy z dynastii Ming i Qing. Przez ok. 500 lat do pałacowego zespołu wstęp mięli tylko nieliczni – rodzina cesarska, konkubiny, eunuchowie, służba i zaproszeni goście. Nieuprawnione wtargnięcie na teren karane było nawet śmiercią. Stąd wzięła się nazwa Zakazane Miasto. Drewniane budynki wielokrotnie ucierpiały w wyniku pożarów i najazdów. Swój dzisiejszy wygląd kompleks zawdzięcza władcom z dynastii Qing i trwającej od lat 60-tych XX w. renowacji. Wszystkie budynki pokryte są złotożółtą dachówką- ten szczęśliwy w/g Chińczyków kolor dachówki  zastrzeżony był dla cesarza. Miasto składa się z kilku części. Najokazalsza jest część zewnętrzna gdzie odbywały się audiencje, parady, koronacje i inne oficjalne uroczystości. W tej części mieści się kilka reprezentacyjnych pawilonów z Pawilonami Najwyższej, Umiarkowanej i Trwałej Harmonii na czele. Tu też trafia najwięcej turystów i bywa tłoczno. Naszą uwagę przykuły bogato zdobione dachy i sufity oraz tron.

 

 

 

 

W bogatych zdobieniach budynków pojawia się często smok będący symbolem cesarza i feniks jako symbol cesarzowej. Dachy zdobione są ceramicznymi, fantazyjnymi figurkami. Obok pawilonów stoją posagi lwów, żurawi i żółwi (symbole długowieczności), smoków i mosiężne kadzie. Zainteresowała nas bogato rzeźbiona wielka marmurowa płyta o długości 16,5 m i szerokości 3 m. 250-cio tonowy blok skalny transportowano kilka miesięcy z oddalonych o 50 km  kamieniołomów. Drogę polewano wodą i gdy ta zamarzała blok ślizgano po  powstałym w ten sposób lodzie.

 

 

 

 

 Część wewnętrzna Miasta zarezerwowana była dla cesarza, jego najbliższych oraz służby. Tu mieszczą się pawilony cesarskie, rezydencje żon i licznych konkubin. Jest tu zdecydowanie mniej tłoczno, dzięki czemu pomimo, że budynki są skromniejsze tu bardziej poczuliśmy atmosferę Zakazanego Miasta. Podczas naszej wizyty remontowano wiele pawilonów w zachodniej części kompleksu. We wschodniej części podziwialiśmy słynny Mur 9-ciu Smoków, wystawę zabytkowych zegarów i skarbiec. Mur ma 31 m. długości i udekorowany jest ceramicznymi płytkami przedstawiającymi 9 smoków. Chińczycy wierzyli w mogące utrudniać im życie demony. Uważano jednak, ze demony poruszają się po prostej i nie potrafią ominąć przeszkód. Stąd przed wejściami do ważnych obiektów ustawiano ściany chroniące przed demonami. W skład wystawy zegarów wchodzą przede wszystkim arcydzieła angielskich rzemieślników podarowane niegdyś  cesarzom przez Brytyjczyków. Przy wejściu do pawilonu stoi wielka wodna klepsydra. Wstęp na wystawę kosztował 10 CNY. W niewielkim skarbcu najbardziej podobały się nam korony cesarzowych. Zdobiły je feniksy symbolizujące władczynię. Bilet do skarbca również kosztował 10 CNY.

 

 

 

 

W pobliżu północnego wyjścia z Zakazanego Miasta usytuowany jest Ogród Cesarski. Są tu liczne skalniaki, altany, pawilony ale przede wszystkim stare cyprysy. Podobno Ogród wygląda tak jak za dynastii Ming.

 

 

 

 

Po Zakazanym Mieście spacerowaliśmy ok. 7 godzin zaglądając do różnych zakątków tego olbrzymiego kompleksu, lecz i tak nie dotarliśmy wszędzie. Wstęp kosztował 40 CNY a przy zakupie biletów musieliśmy okazać paszporty. Świetnym udogodnieniem są oferowane w pobliżu kas za 40 CNY elektroniczne przewodniki ( co wyjątkowo rzadko spotykane również w języku polskim). Audiobook dzięki technologii GPS rozpoznawał miejsce w którym się znajdowaliśmy i w słuchawkach słyszeliśmy informacje na temat znajdujących się koło nas obiektów. Za wypożyczenie przewodników nie pobrano od nas żadnej kaucji- zwróciliśmy je przy wyjściu.

 

 

Centralna dzielnica biznesowa ( CBD)

 

Chcąc kupić tanie bilety lotnicze pojechaliśmy do poleconego nam biura. Okazało się, że oferują tam tylko bilety na loty międzynarodowe i zakupów dokonaliśmy przez internet. Dzięki wycieczce do biura przypadkiem trafiliśmy do dzielnicy biznesowej i mieliśmy okazję podziwiać tutejszą nowoczesną architekturę. Najciekawszymi wieżowcami były futurystyczna siedziba chińskiej telewizji i najwyższy budynek w Pekinie, 330-metrowy China World Trade Center Tower III.

 

 

 

 

Świątynia Nieba

 

 

Świątynia Nieba jest kompleksem taoistycznych świątyń usytuowanych w rozległym parku. Kompleks podobnie jak Zakazane Miasto powstał w XV w. W tutejszych świątyniach w dniu przesilenia zimowego cesarze składali ofiary ze zwierząt i modlili się o obfite plony oraz o pomyślność cesarstwa. Pawilon Modlitw o Urodzaj jest główną i największą świątynią w parku. Drewniany budynek wybudowany bez użycia gwoździ jest naszym zdaniem najpiękniejszą budowlą w Pekinie. Pokrywające trzyczęściowy dach niebieskie dachówki symbolizują niebo, a podtrzymujące budynek kolumny odnoszą się do pór roku, miesięcy i godzin. 

 

 

 

 

 Mniejsza wersją Pawilonu Modlitw jest piękny budynek zwany Cesarskim Sklepieniem Nieba.  Tu przechowywano ceremonialne tablice.

 

 

 

 

Spacerując po parku widzieliśmy też kuchnię gdzie dokonywano rytualnego uboju składanych w ofierze zwierząt oraz pawilon w którym cesarz  przebierał się w ceremonialne szaty. Na terenie parku jest wiele starych drzew w tym 500-letni cyprys dziewięciu smoków. Dotarliśmy też do ,,kasyna” – zadaszonej alejki gdzie dziesiątki starszych Chińczyków ,,rżnęło w karciochy”.

 

 

 

Wstęp do kompleksu kosztował 28 CNY. Podobnie jak w Zakazanym Mieście tu też dostępne są elektroniczne przewodniki w polskim języku. Wypożyczenie audiobooka kosztowało 40 CNY,  ale pobrano od nas kaucję 50 CNY zwracaną po oddaniu przewodnika przy wyjściu. Obok  Świątyni Nieba jest stacja metra wiec dotarcie jest łatwe.

Warto też wstąpić do pobliskiego Pearl Market, centrum handlowego z elektroniką, odzieżą, pamiątkami i innymi artykułami popularnymi wśród turystów. Robiąc tam zakupy mocno się targowaliśmy dzięki czemu płaciliśmy 20-40% ceny wywoławczej. Zawarte w nazwie perły można kupić na najwyższym piętrze, a liczne jadłodajnie znajdują się na dole.

 

 

Wielki Mur Chiński – Mutianyu

 

 

Należący do 7-miu współczesnych cudów świata Mur jest jedną z najbardziej imponujących budowli w historii ludzkości. Pierwsze fragmenty Muru powstały ok. V w.p.n.e., a jego długość w/g różnych źródeł wynosi od 2500 km do ponad 10000 km. Obliczenia niektórych naukowców sugerują nawet, że długość legendarnego muru osiąga 50000 km. W pobliżu Pekinu jest kilka miejsc gdzie odrestaurowano fragmenty budowli i udostępniono je turystom. Najbliżej, 70 km od stolicy znajduje się najpopularniejszy odcinek- Badaling. Najłatwiejszy w dotarciu z Pekinu Badaling jest oblegany przez tłumy turystów więc zdecydowaliśmy się pojechać nieco dalej. Odrestaurowany w 1986 r.  Mutianyu leży ok. 80 km na północ od Pekinu. Jest to najdłuższy i najlepiej zachowany odcinek Wielkiego Muru. Tutejszy Mur mierzy 4-5 m szerokości i 7-8 m wysokości, a udostępniony turystom odcinek osiąga 2,5 km. Wijące się po wzgórzach mur rozdzielają 23 strażnicze wieże. Mutianyu odrestaurowano z dbałością o wygląd historyczny z czasów dynastii Ming ( XV w.)

Podczas naszej wizyty wiał zimny wiatr, a temperatura nie przekraczała 5-ciu stopni stąd na targowisku przy kasach biletowych kupiliśmy rękawiczki i czapki. Było zimno ale słonecznie i bezchmurnie dzięki czemu mięliśmy dobrą widoczność. Przede wszystkim jednak było niewielu turystów i mogliśmy w spokoju napawać się widokiem Muru i otaczających go wzgórz.

Mutianyu zajmuje duży obszar i od kas biletowych do właściwego muru jest daleko. Ok. 200-300 m od kas znajduje się przystanek z którego pojechaliśmy w pobliże Muru  autobusem. Stąd na Mur można wjechać kolejką gondolową lub wyciągiem krzesełkowym. Prawdopodobnie można też pomaszerować pod górę wytyczonym szlakiem. Z muru na dół można wrócić gondolą albo zjechać rynną jak na torze saneczkowym. Panujący chłód i wiatr skłoniły nas do wyboru kolejki gondolowej w obie strony. 

Bilet wstępu na teren kosztował 45 CNY na osobę, autobus w obie strony 15 CNY, a kolejka 120 CNY w dwie strony. 

Dotarcie z Pekinu do Mutianyu nie jest proste więc zdecydowaliśmy się na taksówkę. Wyczytaliśmy, że podróż do Muru i z powrotem powinna kosztować ok 350- 380 CNY i , że najlepiej nakłonić taksówkarza na kurs ,,na licznik”. Przed naszym hotelem był postój więc zagaiłem stojących tam taksówkarzy. Jeden z nich zgodził się na ,,licznikowy”kurs i potwierdził , że przejazd będzie kosztował ok. 380 CNY więc ochoczo wsiedliśmy do jego auta. Po dotarciu do Mutianyu taksówka czekała na nas ok. 2,5-3 godzin po czym wróciliśmy do hotelu. Po powrocie doszło do ostrego spięcia, gdyż taksiarz zażyczył sobie 950 CNY. Rzeczywiście tyle wskazywał jego licznik ale taksówkarz nie wydrukował ( a powinien) żadnego paragonu. Na moje słowa, że przed kursem była mowa o ok. 380-ciu CNY stwierdził, że owszem ale w jedną stronę. Wiem, że pytałem o cenę kursu w obie strony ale on tłumaczył się słabą znajomością angielskiego. Nie godząc się na jego przekręt udałem się z nim do hotelowej recepcji i tam po negocjacjach stanęło na sześciuset juanach za kurs. Zapewne trochę przepłaciłem ale nie chciałem przedłużać awantury. Nauczka? Chyba lepiej przy dłuższych trasach ustalać ostateczną cenę przed wyjazdem. Później w innym mieście za 8-mio godzinny kurs, gdzie pokonaliśmy ponad 200 km, zapłaciliśmy ustalone z góry 500 CNY. Najwyraźniej w Pekinie jak niegdyś w Warszawie na Okęciu i przy Dworcu Centralnym zdarzają się mafijne układy. Pomimo ekscesów z taksówkarzem wycieczkę do ostatniego brakującego nam do ,,zaliczenia”  współczesnego cudu świata będziemy wspominać bardzo mile.

 

 

 

 

 

Park Olimpijski 

 

 

Z tego co wiem wiele obiektów olimpijskich na świecie niszczeje. Tętniące życiem i pełne ludzi podczas olimpiady po jej zakończeniu odchodzą w zapomnienie, pustoszeją i chylą się ku ruinie.  Do  do Parku Olimpijskiego w Pekinie wybraliśmy się metrem. W pobliżu Parku są dwie stacje więc dotarcie nie sprawiło nam trudności. Park odwiedziliśmy wieczorem i na miejscu doświadczyliśmy miłego zaskoczenia. Pomimo, że od igrzysk upłynęło 9 lat spacerowało tu sporo osób, a obiekty olimpijskie były efektownie podświetlone. Za niewielką opłatą można było nawet zwiedzić Ptasie Gniazdo czyli  słynny olimpijski stadion. Wodna Kostka, czyli centrum pływackie gdzie dzielnie walczyła nasza Otylia, jak podczas olimpiady zmieniała kolory. Najefektowniej ,,świeciła” 130 metrowa wieża Ling Long Tower, w której podczas olimpiady mieściły się studia telewizyjne. W obrębie Parku znajduje się też centrum handlowe z licznymi restauracjami o dziwo czynnymi o tej porze roku.

 

 

 

 

 

Pałac Letni

 

 

Podczas przeglądania internetu kilkukrotnie natknąłem się na opinie, że Pałac Letni należy do najciekawszych zabytków Pekinu. Rozległy kompleks parkowo-pałacowy powstał w XVIII w. za czasów dynastii Qing. Do położonego na obrzeżach miasta obiektu dotarliśmy metrem, a następnie ok. 1,5 km pieszo. 2/3 powierzchni kompleksu zajmuje sztuczne jezioro Kunming. Z wydobytej podczas pogłębiania i powiększania jeziora ziemi usypano Wzgórze Długowieczności z którego roztacza się ładny widok na park i okolice. Latem po jeziorze pływają dziesiątki łódek i rowerów wodnych, a zimą podobno jest tu lodowisko. Podczas naszej wizyty łódki ,,odpoczywały” po sezonie a lodu jeszcze nie było.

 

 

 

 

Najbardziej znanym rezydentem Letniego Pałacu była cesarzowa Cixi której barwny życiorys posłużył za scenariusz nie jednego filmu. Cesarzowa wybrała pałac na swą główną siedzibę i odrestaurowała go po wcześniejszych zniszczeniach. Na renowację wydała pieniądze przeznaczone pierwotnie na rozbudowę chińskiej floty. Tu więziła też prawowitego władcę Chin Guangxu.

Położony w pobliżu głównego wejścia Pałac Dobroczynności i Długowieczności był miejscem gdzie odbywały się audiencje posłów i innych znamienitych gości. Do najważniejszych zabytków należy Długi Korytarz. Mierzący ponad 700 m długości zabudowany i zadaszony chodnik miał chronić spacerujących dostojników przed słońcem i deszczem . Wykonany z drewna pawilon zdobi ponad 8000 malowideł w wizerunkami zwierząt, roślin i ze scenami z chińskiej literatury.  

 

 

 

 

Po przejściu Długiego Korytarza dotarliśmy do Marmurowej Łodzi, wybudowanego na polecenie Cixi pawilonu. Stojąca w wodzie Łódź miała symbolizować ,,niezatapialność” cesarstwa. Idąc dalej wzdłuż jeziora podziwialiśmy efektowne mostki i kładki.

 

 

 

 

Na Wzgórzu Długowieczności usytuowane są najstarsze obiekty kompleksu. Na zboczu znajduje się Pawilon Rozproszonych Chmur, którego symetrycznie rozmieszczone budowle ,,wspinają się” na szczyt wzgórza. Na dole nad jeziorem stoi Brama Yunhui Yuyu. Po przekroczeniu Bramy Rozproszonych Chmur doszliśmy do Sali Rozproszonych Chmur. Za nią nieco wyżej podziwialiśmy Pagodę Buddyjskiego Kadzidła górującą nad okolicą i będącą symbolem Letniego Pałacu. Trzypoziomowa, ośmiokątna wieża ma 4 zadaszenia i mierzy ponad 40 m wysokości. Ta buddyjska świątynia jest klasycznym przykładem chińskiej architektury. Na szczycie wzgórza stoi niewielka Świątynia Morza Mądrości. Ten buddyjski obiekt sakralny pokryty jest żółtą glazurą z wieloma wizerunkami Buddy.

 

 

 

 

Podczas spaceru po Letnim Pałacu podziwialiśmy również Sumeru Temple, buddyjską świątynię leżąca po drugiej stronie Wzgórza Długowieczności. Oglądaliśmy też Pawilon Radosnej Długowieczności w którym mieszkała Cixi i leżący przed nim Pechowy Kamień. Według legendy podjęta przez bogatego urzędnika próba przetransportowania głazu doprowadziła go do ruiny. Widzieliśmy też Pałac Nefrytowych Fal gdzie więziony był Guangxu i sporo innych ciekawych obiektów.

 

 

 

 

W Letnim Pałacu spędziliśmy ok. 4-ech godzin. Bilet wstępu kosztował 20 CNY i dodatkowe 10 CNY do Pawilonu Rozproszonych Chmur i innych zabytków na Wzgórzu Długowieczności.

 

 

Beihai Gongyuan ( Park Północnego Morza)

 

 

 Odległość dzieląca zakazane Miasto od Parku Letniego nie pozwalała Cesarzom na kilkugodzinne wypady do letniej rezydencji. Myślę, że wyjeżdżali tam ze świtą na dłuższy okres czasu. Na krótkotrwały wypoczynek, czy spacer pośród zieleni pozwalały władcom sąsiadujące z Zakazanym Miastem parki. Kilkaset metrów na północny zachód od siedziby cesarzy leży Park Beihai Gongyuan. Park Beihai jest jednym z najstarszych tego typu obiektów na terenie Chin. Wybudowany w XI w. kompleks był kilkukrotnie przebudowywany, a aktualny wygład zawdzięcza pracom z połowy XVII w. Park ma powierzchnię 70 hektarów z czego większą część zajmuje jezioro. Na Nefrytowej Wyspie stoi górująca nad okolicą Biała Dagoba, wybudowana w 1651 r. na cześć  odwiedzającego Pekin dalajlamy, będąca buddyjską świątynią w tybetańskim stylu. Nad brzegiem jeziora Beihai oglądaliśmy ciekawą, bogato zdobioną, dwupoziomową galerię Hualang.  W jednym z pawilonów zgromadzono dużą kolekcję tablic z chińskim pismem. Były one pomocne przy nauce kaligrafii. Do atrakcji Parku Beihai należ też: Ściana Dziewięciu Smoków ( wyjątkowa bo obustronna), Pawilon Pięciu Smoków i Okrągłe Miasto ( piękne przykłady chińskiej architektury). Bilet do parku kosztował 15 CNY.

 

 

 

 

 

 

Jingshan Gongyuan ( Park Widokowego Wzgórza)

 

 

Naprzeciwko wyjścia z Zakazanego Miasta, na północ od niego leży kolejny cesarski park Jingshan Gongyuan.  Park usytuowany jest na wzgórzu usypanym z ziemi wydobytej podczas budowy otaczającej Zakazane Miasto fosy. Ze szczytu wzgórza roztacza się najlepszy widok na Zakazane Miasto. Początki parku sięgają XII w., a wzgórze usypano w pierwszej połowie XV w. Na terenie parku w XVII w. wybudowano kilka stojących do dzisiaj pawilonów.  Rosną tu też wielowiekowe cyprysy. Biletu wstepu kosztował tylko 2 CNY.

 

 

 

 

 

Park Zhongshan 

 

 

Kolejnym sąsiadującym z Zakazanym Miastem parkiem jest Park Zhongshan.  Wejście do parku znajduje się za Bramą Tiananmen na lewo od wejścia do Zakazanego Miasta. Historia 24 hektarowego parku sięga XII w. Na Ołtarzu Ziemi i Zboża Sheitan  chińscy cesarze dwa razy do roku składali ofiary. Rytuał ten miał przyczynić się do lepszych zbiorów i pomyślności cesarstwa. Na ternie parku jest wiele cyprysów, z których niektóre maja podobno ok. 1000 lat. Są tu też liczne pawilony, a w kilku z nich są wystawy kwiatów. Mieliśmy okazję podziwiać ładną wystawę wielu odmian chryzantem uznawanych za kwiat cesarski. Wstęp do parku kosztował 3 CNY na osobę a wystaw chryzantem 2 CNY.

 

 

 

 

Podczas zwiedzania Pekinu i innych miast Państwa Środka wielokrotnie obserwowaliśmy bawiących się Chińczyków. Inicjator ,,imprezy” puszczał muzykę z niewielkiej kolumny, a po chwili zbierające się przy głośniku osoby zaczynał pląsać w takt muzyki.  Do tańca przyłączali się kolejni przechodnie i w kilka minut tańcząca grupa rozrastała się do kilkunastu, a czasem nawet do kilkudziesięciu osób.  Tańczących ludzi widzieliśmy za dnia na placach w parkach i wieczorami na szerszych odcinkach chodników, przed sklepami w centrum, gdy temperatura powietrza nie przekraczała zera stopni. W Parku Biehai przyglądaliśmy się kilku poprzebieranym w barwne stroje, tańczącym emerytom.  Spotkaliśmy tam też tańczące pod okiem instruktorki dzieci. Wszyscy ci bawiący się ludzie byli radośni i uśmiechnięci sprawiając wrażenie szczęśliwszych od przechodniów spotykanych w Polsce.

W Pałacu Letnim obserwowaliśmy mężczyznę malującego na chodniku chińskie litery. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego gdyby nie to, że pan do pisani używał czystej wody i tekst po kilku minutach znikał. Z kolei w Parku Beihai  przykuwał uwagę przechodniów inny artysta. Jego ulotne, malowane wodą obrazy przedstawiały konie. Parę razy natknęliśmy się też na grupy ćwiczące Tai Chi. 

 

 

 

 

 

 

Grobowce dynastii Ming ( Shisan Ling)

 

 

 

W latach 1368-1644 Chinami władała dynastia Ming. Trzynastu z szesnastu wchodzących w jej skład cesarzy pochowano w Shisan Ling. Nekropolia położona jest ok. 50 km na północ od Pekinu w kotlinie wciśniętej pomiędzy trzema pasmami gór. Ograniczony z trzech stron górami Shisan Ling  zamykał  wysoki mur strzeżony przez wojsko. Wejście na teren nekropoli wiedzie przez bramę Dahongmen za którą usytuowany jest Pawilon Steli z największą w Chinach, umieszczoną na grzbiecie żółwia, pamiątkową stelą. Pawilon otaczają tradycyjne, marmurowe kolumny huabiao z wizerunkami zwierząt na szczycie. 

 

 

 

 

Za pawilonem rozpoczyna się bardzo interesująca Droga Duchów.  Po obu stronach drogi rozmieszczone są posągi zwierząt i ludzi mające strzec spokoju pochowanych cesarzy. Pierwotnie Droga Duchów ciągnęła się przez 7 km dziś niespełna kilometrowy odcinek zamyka Brama Smoka i Feniksa.

 

 

 

 

Grobowce cesarskie rozlokowane są w głębi kotliny na skraju gór. Aktualnie udostępniono zwiedzającym trzy z nich: Changling, Dingling i Zhaoling. My ograniczyliśmy się do najlepiej zachowanego i największego Changling, grobowca  Yongle, pierwszego z pochowanych w dolinie cesarzy.  Wybudowany w 1409 r. grobowiec cesarski różni się od przeciętnego wyobrażenia grobu. Nie jest to jeden kopiec czy pawilon ale cały kompleks budowli tworzących miniaturę miasta, aby pochowanemu tu cesarzowi w zaświatach niczego nie zabrakło. Najokazalszym budynkiem Changling jest wsparty na drewnianych kolumnach Pawilon Stałych Łask.  Wewnątrz pawilonu mieści się archeologiczna wystawa cennych przedmiotów i imponujący posąg cesarza Yongle. Na umieszczonej w innym budynku steli wyryte są wersy wychwalające osiągnięcia zmarłego cesarza. W zamykającym grobowiec dużym kopcu podobno pochowany jest sam władca wraz żoną i konkubinami.  Tej części grobowca archeolodzy nie przebadali i turyści nie mają tu wstępu. 

 

 

 

 

 

Do Shisan Ling wybraliśmy się metrem. Przejazd trwał 1,5 godziny i kosztował 7 CNY na osobę.  Po dotarciu na stację Ming Tombs wyszliśmy na zewnątrz i nieco się zdziwiliśmy – otaczała nas łąka. W oddali w pobliżu dość szpetnych budynków dostrzegliśmy krzątających się ludzi i udaliśmy się w ich kierunku. Na niewielkim targowisku znaleźliśmy kobietę, która za 30 CNY zgodziła się nas zawieźć  na miejsce swoim autem. Okazało się, że do bramy Dahongmen nie było daleko i mogliśmy dojść tam pieszo (gdybyśmy wiedzieli gdzie się udać:) ) Wstęp do części z Drogą Duchów kosztował 20 CNY na osobę, a do grobowca Changling 30 CNY na osobę.  Na końcu Drogi Duchów w pobliżu Bramy Smoka i Feniksa stało kilka samochodów, a ich kierowcy zachęcali nas do skorzystania z aut.  Po długich targach za przejazd do oddalonego o 6 km grobowca Yongle ustaliliśmy cenę 20 CNY.  Z  Changling na dworzec na obrzeżach Pekinu wróciliśmy publicznym autobusem, płacąc za bilet 10 CNY i dalej do hotelu wróciliśmy metrem.

 

 

Świątynia Lamy ( Yonghegong)

 

 

Lamaistyczna Świątynia Yonghegong uchodzi za jedną z najpiękniejszych i najważniejszych świątyń w Pekinie.  Należy też do najważniejszych klasztorów tybetańskich na świecie. Wybudowany w XVII w. kompleks początkowo pełnił funkcję książęcego pałacu. Po objęciu cesarskiego tronu i przeprowadzce do Zakazanego Miasta dotychczasowy książę zamienił pałac na tybetański klasztor. Klasztor ma prawie 500 m długości, a na jego centralnej osi znajduje się pięć głównych pawilonów. Zaraz za wejściową bramą w narożnikach stoją Wieża Bębna i Wieża Dzwonu. W pierwszym pawilonie zwanym Pawilonem Niebiańskich Królów poza podobiznami wspomnianych królów znajduje się posąg uśmiechniętego Buddy Maitreji

 

 

 

 

 

Kolejny pawilon Pałac Harmonii i Pokoju jest najważniejszym budynkiem kompleksu. Mieszczą się w nim trzy posągi Buddy czyli Budda Przeszłości, Teraźniejszości i Przyszłości oraz 18 wizerunków uczniów Buddy którzy osiągnęli nirwanę. Jest tu też wyobrażenie bodhisatwy Awalokiteśwara z tysiącami rąk i oczu.

 

 

 

 

Największa w świątyni  Sala Koła Prawa jest miejscem gdzie zbierają się mnisi.  Tutaj lamowie czytają święte księgi i odprawiają religijne ceremonie. Umieszczono tu również posąg Dalajlamy I, religijnego reformatora i twórcy szkoły Żółtych Czapek.

W ostatnim i najwyższym Pawilonie Bezgranicznego Szczęścia umieszczony jest olbrzymi posąg Buddy Maitreji. Wykonany z jednego pnia sandałowego drzewa posąg mierzy 18 m wysokości i jest wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Posąg był darem od VII Dalajlamy dla cesarza, a jego transport z Tybetu do Pekinu trwał podobno trzy lata.  

 

 

 

 

W Świątyni Lamy jest też bogata kolekcja religijnych obrazów  zwanych thankami, misternie wykonane rzeźby i kadzielnice oraz wiele innych fascynujących arcydzieł. Podczas zwiedzania towarzyszył nam wszechobecny zapach kadzideł i atmosfera medytacji tworząc specyficzny klimat świątyni. Za wstęp płaciliśmy 25 CNY od osoby.

 

 

 

 

 

 

Świątynia Konfucjusza (Kong Miao) i Akademia Cesarska (Guo Zi Jian)

 

 

 Wybudowana na początku XIV w. Świątynia Konfucjusza położona jest o ,,rzut kamieniem” od Świątyni Lamy i jest drugą co do wielkości ( po świątyni w Qufu) konfucjańską świątynią w Chinach. 

Żyjący w V w.p.n.e. Konfucjusz był urzędnikiem i filozofem. Głoszone przez niego poglądy ustalały podstawowe zasady funkcjonowania społeczeństwa, a także wzorce zachowań i relacji pomiędzy ludźmi. Jego nauki stały się podstawą edukacji w cesarskich Chinach. Przez setki lat każdy kandydat na urzędnika musiał wykształcić się w konfucjańskiej szkole i zdać trudne egzaminy. Najwyżsi urzędnicy w Państwie Środka zdawali egzaminy przed cesarzem.

Świątynia składa się z czterech dziedzińców na których poza budynkami umieszczone są kamienne tablice z nazwiskami absolwentów, którzy zdali najwyższe egzaminy. Na 198-miu tablicach wyryto ponad 50 tysięcy nazwisk osób wykształconych w ciągu setek lat działania sąsiadującej ze świątynią uczelni.  Są tu też stare cyprysy i jałowce z 700 letnim cyprysem Chujian Bai na czele. Legenda głosi, że sędziwy cyprys rozpoznawał przechodzących w pobliżu złych ludzi i dotykał ich gałązkami. Na terenie świątyni i szkoły ustawionych jest kilka posągów Konfucjusza. W jednej z sal prezentowana jest kolekcja instrumentów i przedmiotów liturgicznych ważnych w tradycji konfucjańskiej.  Ponadto w 14-tu pawilonach  oglądać można niezliczoną ilość kamiennych steli z tekstami z czasów dynastii Ming i Qing, będących źródłem cennych informacji o przeszłości Chin. Mięliśmy też okazję przyglądać się grupie uczniów, którzy podczas wycieczki słuchali uroczystego wykładu i składali przysięgę ( tak nam się przynajmniej wydawało:) ). 

 

 

 

 

 

 

 

 Wchodząc do sąsiadującej ze świątynią szkoły przechodzi się pod pokrytą żółtymi kaflami, bogato dekorowana bramą.   Zainteresowała nas ekspozycja prezentująca życie ówczesnych studentów.  W jednym z pawilonów oglądaliśmy tron gdzie siadał cesarz, który czasem prowadził wykłady lub osobiście egzaminował studentów.  Bilet do obu obiektów kosztował 30 CNY.

 

 

 

 

 

Hutongi

 

 

Podczas zwiedzania Pekinu oglądaliśmy hutongi, tutejsze tradycyjne kompleksy parterowych domów. Ogrodzone murem, szeregi niewielkich domów oddzielają uliczki czasem tak wąskie, że nie wciśnie się w nie samochód. Zwykle w hutongach nie ma kanalizacji a bywa, że i bieżącej wody, więc warunki mieszkaniowe są trudne.  Jeszcze niedawno hutongi zajmowały znaczną część centrum miasta, po II Wojnie ich liczba przekraczała 7000. Wiele z nich wyburzono podczas rewolucji kulturalnej. Kolejne masowe wyburzanie hutongów odbyło się przed olimpiadą w Pekinie, gdy władze chciały upiększyć miasto. Przesiedlanym mieszkańcom oferowano lokale na nowo powstałych osiedlach, jednak wielu z nich niechętnie opuszczało swe domy. Do dzisiaj ostało się około 2000 tradycyjnych domów, a w wielu z nich są sklepiki, knajpki i biura.

 

 

 

 

 

Kaczka i inne atrakcje

 

 

 

 

Oczywiście będąc w stolicy Chin chcieliśmy posmakować kaczki po pekińsku. Recepcjonista naszego hotelu polecił nam położoną niedaleko restaurację Siji Minfu  ( adres: 32 Dengshikou W St, DongDan, Dongcheng Qu, Beijing Shi, Chiny, 100006). Byliśmy tam dwukrotnie i za każdym razem był tłok. Przy wejściu do restauracji wręczono nam kartkę z numerem i czekaliśmy na jego wywołanie. Trwało to ok. 40 min., a oczekiwanie umilał mini bufet z przekąskami i napojami ( bezpłatny). Duże kolejki i informacje zawarte w internecie świadczą o tym, że restauracja zapewne należy do najlepszych w mieście. Tradycyjna kaczka podawana jest z wieloma dodatkami i kosztuje ok 180 CNY. Przed podaniem kaczki na stół, kucharz ją nam pokazał i w naszej obecności zręcznie poporcjował. Skosztowaliśmy też innych potraw – wyśmienity był bób z orzechami. Zupa z morskiego ogórka ( odmiana strzykwy) będąca lokalną delicją nie przypadła mi do gustu. 

Byliśmy też na tradycyjnym masażu nóg. Masaż trwał 100 min., a znaczną część czasu masażystki obijały nam nogi drewnianymi młoteczkami. Polecam.

 

 

 

 

 

 

DATONG

 

 

 

Oddalony o niecałe 400 km na zachód od Pekinu Datong był w V w. stolicą Chin. Przebiegający w pobliżu Jedwabny Szlak przyczyniał się do rozkwitu tego regionu i w kolejnych wiekach Datong pozostał ważnym ośrodkiem cesarstwa. Współcześnie w pobliżu ponad milionowego miasta działają liczne kopalnie węgla kamiennego, które zanieczyszczając środowisko zagrażają zdrowiu mieszkańców i okolicznym, cennym zabytkom. 

Do Datongu planowaliśmy pojechać pociągiem ale okazało się, że w wybranym przez nas terminie nie ma miejsc w wagonie sypialnym. Wypatrzyłem jednak promocyjną cenę biletów lotniczych ( 47 USD na osobę ) i polecieliśmy samolotem. Poranny lot trwał godzinę i wylądowaliśmy o 8 rano. Powrotną podróż odbyliśmy pociągiem płacąc 29 USD za numerowane miejsce w sypialnym przedziale. Z Datongu do Pekinu pociąg jechał trochę ponad 7 godzin. Kolejowe i lotnicze bilety kupiłem na chinatraveldepot.com 

Najważniejsze lokalne atrakcje znajdują się poza miastem więc po wylądowaniu złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy zwiedzać okolice. Nauczony doświadczeniem z wycieczki do Wielkiego Muru precyzyjnie ustaliłem trasę i cenę. Za trwającą 8 godzin wycieczkę, podczas której przejechaliśmy ok 200 km, zapłaciliśmy 500 CNY. Po zwiedzeniu okolicy pojechaliśmy z taksówkarzem do hotelu, który wyszukaliśmy przez booking.com . Położony w starej części miasta, czterogwiazdkowy Datong Yungang International Hotel ma świetną lokalizację więc resztę zwiedzaliśmy pieszo. Za dwie noce w pokoju dwuosobowym ze śniadaniem zapłaciliśmy 470 CNY.  Pomimo, że hotel jest duży i jego nazwa sugeruje, że międzynarodowy w recepcji nikt nie mówił po angielsku. Recepcjonistka zadzwoniła do znającego angielski mężczyzny i ten był naszym tłumaczem. Korzystaliśmy też ze wspomnianej wcześniej aplikacji telefonicznej. Zapewne bliskość Mongolii sprawiła, że na śniadania serwowano przyrządzone na kilka sposobów kimchi. Kimchi to tradycyjna kiszonka o specyficznym smaku i zapachu – nie zachwyciła. 

 

 

Wiszący Klasztor ( Xuankong Si )

 

 

 

70 km od Datongu na ścianie wąwozu usytuowana jest niezwykła budowla, będąca naszym głównym celem przyjazdu w ten rejon Chin. Wiszący Klasztor powstał w 491 r. i miał chronić okolicznych mieszkańców przed powodziami wywoływanymi przez płynącą dnem wąwozu rzekę. Wybudowana współcześnie zapora zlikwidowała to zagrożenie.Wyczytałem, że pod koniec listopada promienie słoneczne oświetlają obiekt tylko wcześnie rano więc prosto z lotniska przyjechaliśmy tutaj. Na miejsce dotarliśmy ok. 9-tej lecz świątynia już skryła się w cieniu ściany wąwozu. Poranna wizyta miała jednak wielką zaletę. Po zwykle obleganym przez turystów klasztorze przechadzało się raptem kilka osób. Usytuowany 70 m nad dnem wąwozu klasztor wywarł na nas niesamowite wrażenie. Podparty długimi drewnianymi drągami obiekt rzeczywiście wygląda jakby był przyklejony do ściany i wisiał nad przepaścią.

 

 

 

 

 

 

Wisząca Świątynia ma 32 m długości i znajduje się w niej ok. 40 pomieszczeń. Najwyżej położoną kaplicę Leiyin Hall wypełniają barwne zdobienia i rzeźby. Wybudowany 1,5 tysiąca lat temu klasztor jest jedyną w Chinach świątynią trzech religii. Modlą się tu wyznawcy buddyzmu, taoizmu i konfucjanizmu. W Sali Trzech Religii  ( Sanjiao Dian)  siedzą obok siebie Budda, Konfucjusz i Laozi,  twórcy tych trzech wyznań . 

 

 

 

 

 

W klasztorze jest istny labirynt wąskich korytarzy, schodów i tarasów. Odgradzające zwiedzających od przepaści barierki są niziutkie i miejscami sięgają kolan co powoduje, że chwilami wędrówka jest emocjonująca. Podobno na teren klasztoru nie wpuszcza się w jednym czasie więcej niż 80 osób.  W 2010 r. magazyn Times uznał Wiszący Klasztor za jeden z 10-ciu najniebezpieczniejszych budynków na świecie. 

 

 

 

 

 

 

Przez 1,5 tysiąca lat świątynia była kilkukrotnie przebudowywana czego efektem są bogato zdobione dachy i inne dekoracje tej unikalnej budowli. 

 

 

 

 

 

Bilet wstępu do Wiszącego Klasztoru kosztował 125 CNY na osobę.

 

 

 

 

Groty Yungang

 

 

Po zwiedzeniu Wiszącego Klasztoru udaliśmy się czekającą na nas taksówką do Grot Yungang. Wpisane na ListęŚwiatowego Dziedzictwa UNESCO groty są główną atrakcją turystyczną regionu. Wyżłobiono je w zboczach wzgórz oddalonych o 16 km na zachód od Datongu. Kompleks ok 250.-ciu grot powstał w V i w VI w. i zawiera ponad 51 tysięcy posągów Buddy. Najmniejsze wizerunki Buddy mają tylko 2 cm, a największy 17 m wysokości. Groty uznawane są za najwspanialszy w Chinach przykład sztuki wczesnego buddyzmu. Najważniejsze groty wydrążone są na odcinku 1 km i nadano im numery od 1 do 20. Najciekawsze groty zostały w XVI w obudowane drewnianą fasadą. W tych grotach obowiązuje zakaz fotografowania, a wejść pilnują umundurowani strażnicy. W ich wnętrzu podziwialiśmy bogate, najlepiej zachowane zdobienia pokrywające każdy centymetr ścian i sufitu (udało mi się pstryknąć dwie foty). W grocie nr 20 częściowo zawalił się strop, dzięki czemu wyrzeźbiony w niej wielki posąg można podziwiać w całej okazałości.

 

 

 

 

 

Po zwiedzeniu Grot wstąpiliśmy do usytuowanej na niewielkiej wyspie Świątyni Lingyan. Ufundowana w V w. buddyjska świątynia naszym zdaniem wygląda dziś dość kiczowato.

 

 

 

 

 

 

 

Popularność Grot przyczyniła się do wybudowania przy wejściu licznych, dużych pawilonów z kasami, restauracjami i sklepami. Wzdłuż  drogi do jaskiń ustawiono dwa rzędy stylizowanych na zabytkowe kolumn. Oglądaliśmy też replikę wozu używanego niegdyś do transportu towarów na jedwabnym szlaku. Od wejścia do grot jest dość daleko, więc za 10 CNY na osobę pojechaliśmy tam elektrycznym mikrobusem. Wstęp  do kompleksu kosztował 80 CNY na osobę.

 

 

 

 

 

Mury miejskie

 

 

 

Zabytkowa część miasta otoczona jest wielkim obronnym murem. Wybudowany w XIV w. za czasów dynastii Ming mur był do niedawna bardzo zniszczony. Zainicjowana przez władze miasta renowacja (odbudowa ?) murów trwała osiem lat i pochłonęła ponad 700 mln dolarów. Prace zakończono w 2013 r. a efekt robi wrażenie. Odrestaurowany mur ma 14 m wysokości, a jego długość przekracza 7 km. Mur ma cztery bramy wjazdowe i liczne wieże. W jednym z narożników stoi smukła Pagoda Gęsi.  Spacerując po murze wypatrzyliśmy w oddali mongolskie jurty i najstarszą w Datongu ulicę z hutongami.

 

 

 

 

 

 

Otoczona murami miejskimi dzielnica została również przebudowana. Wyburzono stare, nieestetyczne budynki, a na ich miejscu powstały stylizowane na zabytkowe kompleksy ze sklepami, restauracjami i biurami.Przesiedlono przy tym ok. 40-tu tysięcy rodzin. We wnętrzu ,,starego” miasta znajduje się kilka ciekawych zabytków. Podczas wieczornych spacerów oglądaliśmy ładnie oświetlone ulice. W Datongu było zimno. Był koniec listopada, a wieczorami temperatura spadała do minus 10-ciu stopni.

 

 

 

 

 

 

Ściana Dziewięciu Smoków

 

 

 

Jak wspomniałem podczas opisywania wizyty w Zakazanym Mieście ściany smoków chroniły ważne budynki przed demonami. Tutejsza Ściana Dziewięciu Smoków ochraniała książęcy pałac, który do dziś się nie zachował. Glazurowaną ścianę postawiono w 1392 r. i jest największym tego typu obiektem w Chinach. Mur ma 45,5 m. długości, 8 m. wysokości i ponad 2 m. grubości.  Bilet wstępu kosztował 10 CNY na osobę.

 

 

 

 

 

 

Świątynia Shanhua

 

 

 

Założona w VIII w. buddyjska Świątynia Shanhua była kilkukrotnie przebudowywana, a najstarsze zachowane do dzisiaj budynki pochodzą z XI w. Przed wejściem do świątyni ustawiona jest Ściana Pięciu Smoków. Ta ma 20 m. długości i 7 m. wysokości. Brama Główna jest budynkiem pochodzącym z XII w., a w jej wnętrzu umieszczone są posągi czterech Niebiańskich Królów. Głównym i największym obiektem świątyni jest pochodzący z XI w. Pawilon Mahavira (  w środku zakaz foto ). Na tyłach świątyni mieści się niewielki ogród z altankami i z sadzawkami. Niestety o tej porze roku zbiorniki były opróżnione z wody. Za wstęp do świątyni płaciliśmy 40 CNY od osoby.

 

 

 

 

 

 

Huayan Si ( Klasztor Huayan )

 

 

 Wybudowany w XII w. Klasztor Huayan jest  największym i najlepiej zachowanym w Chinach klasztorem z czasów panującej wówczas dynastii Liao.  Świątynia składa się z dwóch części górnej i dolnej. Najważniejszym budynkiem dolnej części jest Sala Sutr ( Bojia Jiao Zang Dian ) w której przechowywane są święte księgi buddyjskie.  We wnętrzu tego pawilonu stoi też 31 figur z czasów dynastii Liao. Jedna z nich przedstawia ,,uśmiechniętą boginię” zwana czasem Wenus Wchodu. Głównym obiektem górnej części klasztoru jest Wielka Sala zwana też Salą Mahavira z wizerunkami Buddów Pięciu Kierunków. zajmuje ona powierzchnie ponad 1500 m 2 i jest jedną z największych dwunastowiecznych, zachowanych do dziś budowli w Chinach. Pagoda Huayan jest podobno drugą co do wielkości drewniana pagodą w kraju. Z mierzącej 43 m wysokości pagody roztacza się widok na świątynię i miasto. Pod pagodą znajduje się bogato zdobiona sala, na jej dekorację zużyto 100 ton miedzi. Bilet do Klasztoru Huayan kosztował 80 CNY na osobę.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zwiedzając Datong oglądaliśmy też Wieżę Bębna i Wieżę Dzwonu  ( okazalsza jest Wieża Bębna) zabytkowe budynki z których w przeszłości ostrzegano mieszkańców przed zagrożeniem. Podczas pożaru czy ataku wroga z wież rozlegały się donośne dźwięki jak dzisiaj wycie syren alarmowych. Wstąpiliśmy też do mniej znanej Świątyni Guan Yu , czczonego w Chinach Boga Wojny. W pobliżu świątyni spotkaliśmy mnichów.

 

 

 

 

 

 

 

 

ZHANGIAJIE ( KRAJOBRAZ Z AVATARA I NIE TYLKO)

 

 

 

 

Do zwiedzenia okolic Zhangiajie ( podobnie jak Wiszącego Klasztoru) zainspirował nas program telewizji National Geographic. W programie ,,Chiny z powierza” zobaczyliśmy urzekające miejsca i stwierdziliśmy, że trzeba tam jechać.

Jak wspomniałem po zwiedzeniu okolic Datongu wróciliśmy do Pekinu nocnym pociągiem. Po całodziennym pożegnaniu ze stolicą Chin wieczorem wsiedliśmy do samolotu. Lot liniami Air China z Pekinu do Zhangiajie trwał 3 godziny, a kupione na chinatraveldepot.com bilety kosztowały 90 USD na osobę. Na booking.com zarezerwowaliśmy dwuosobowy pokój w miejscowości Wulingyuan, w pobliżu wejścia do Parku Narodowego Zhangiajie. Za 4 noce w pensjonacie Pan Shan Yi Zhan ze śniadaniem zapłaciliśmy 485 CNY. W Zhangiajie wylądowaliśmy o 21.30 więc do hotelu pojechaliśmy taksówką. Telefoniczna aplikacja booking.com ma fajną funkcję – pokazuje adres zarezerwowanego noclegu w lokalnym języku. To ułatwiło nam podanie taksówkarzowi miejsca gdzie chcemy dotrzeć. Okazało się, że do hotelu jest ok. 30 km, a taksówkarz zawiózł nas tam za 180 CNY. Personel hotelu jest miły i pomocny, ale poza nieletnią córką właścicielki nikt nie mówi po angielsku. Znów pomocne były telefoniczne tłumacze:) .

 

 

 

Jaskinia Żółtego Smoka ( Huanglong Dong)

 

 

Do oddalonej o kilka kilometrów od Wulingyuan jaskini dotarliśmy za 2 CNY autobusem. Jaskinia Żółtego Smoka rozciąga się na długości 15 km. Jej kilkanaście komór rozmieszczonych jest na czterech poziomach sięgających 140 m w głąb ziemi.  W jaskini są wodospady, podziemne rzeki i jezioro. Odwiedza ją milion turystów rocznie więc jest skomercjalizowana. Są tam chodniki, podświetlone schody i niestety wszechobecne barwne reflektory. Skądinąd piękne stalaktyty, stalagmity i inne formacje skalne mienią się nienaturalnymi kolorami. 

 

 

 

 

 

Podczas trwającej ok. 2,5 godziny podziemnej wycieczki widzieliśmy podświetlony 50-cio metrowy wodospad i płynęliśmy podziemną rzeką. Na szczęście nie był to szczyt sezonu, więc większość łódek stała przycumowana do brzegu. Podczas wędrówki puściliśmy naszą grupę przodem ( i tak nie rozumieliśmy mówiącej po chińsku przewodniczki) i w spokoju podziwialiśmy otaczające nas cuda natury.

 

 

 

 

Za dodatkową opłatą 15 CNY we wnętrzu jaskini można było przejść przez ,,labirynt” – niewielką komorę ze ścieżką kluczącą pośród stalaktytów i stalagmitów. Trwało to ok. 10 min. 

 

 

 

 

Od parkingu do jaskini jest kilkaset metrów. Szlak do jaskini wiedzie przez zagospodarowany teren z mini skansenem, uprawianymi tradycyjnie poletkami, napędzanymi wodą maszynami itp. Są tu też dwa zbiorniki w kształcie studni o średnicy ok. 1,5 metra. Przetrzymuje się w nich największe płazy świata salamandry olbrzymie- osiągające do 1,8 m długości. Ucieszyłby mnie ich widok gdyby nie to, że ledwo się mieściły w ciasnych zbiornikach. Wątpliwa atrakcja turystyczna.

 

 

 

 

Wstęp do Jaskini Żółtego Smoka kosztował 100 CNY na osobę.

 

 

 

Góra Tianmen 

 

 

Góra Tianmen jest uznawana za jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Chin i jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Na mierzącą ponad 1,5 km wysokości górę wjechaliśmy kolejką linową. Okazało się, że dolna stacja kolejki znajduje się w centrum miasta Zhangijajie. Telewizyjny program o Chinach trochę nas zmylił i sądziliśmy, że wszystko jest w jednym miejscu. Trasę z Wulingyuan do Zhangiajie i z powrotem ( ok. 35 km ) pokonaliśmy autobusem za 20 CNY na osobę w jedna stronę. Poszukując  na dworcach właściwego autobusu pokazywaliśmy konduktorom i kierowcom turystyczne mapki z rysunkami i opisem naszego celu ( mapki dała nam właścicielka pensjonatu), po czym wsiadaliśmy do wskazanego nam autobusu licząc w duchu, że nas zrozumiano. Udało się:) Z dworca autobusowego do stacji kolei linowej jest tylko kilkaset metrów. Budynek stacji (a raczej dworzec) jest okazały bo w sezonie jest oblegany przez tłumy.  Kolejka linowa na Górę Tianmen ma ponad 7 km długości i jest najdłuższą na świecie. Podróż w 8-mio osobowym wagoniku trwa pół godziny. W ostatnich minutach gdy wagonik pnie się stromo w górę z jego okien roztacza się piękny widok. 

 

 

 

 

 

 

Góra Tianmen swą nazwę wywodzi od niezwykłej groty. Grota Tianmen ( Brama do Nieba ) jest dla  Chińczyków świętym miejscem. Powstała w wyniku erozji ,,dziura” pomiędzy szczytami ma ok. 130 m wysokości i 30 szerokości i położona jest na wysokości blisko 1300 m.n.p.m. co czyni ją najwyżej usytuowaną grotą na świecie. Aby do niej dotrzeć trzeba najpierw pojechać kolejką i wysiąść na niższej stacji. Następnie ok. 20- tu minut jedzie się autobusem po jednej z najefektowniejszych dróg na świecie.  Na 11-to kilometrowym odcinku droga 99-ciu zakrętów wznosi się o 1100 m. Ze szczytu Tianmen droga wygląda imponująco. Ostatnim etapem wyprawy do groty jest wspinaczka po Schodach do Nieba składających się z 999-ciu stopni. Powtarzająca się tu cyfra 9 jest dla Chińczyków bardzo ważna. Na Górę Tianmen wybraliśmy się 4-tego grudnia. Na miejscu okazało się, że 1-go rozpoczął się kilkutygodniowy remont i dolna stacja kolejki, droga 99-ciu zakrętów, schody i sama Grota są niedostępne dla turystów. Tak więc tak pieczołowicie opisane tu cuda widzieliśmy tylko z kolejki i z góry. Przykre choć nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu mieliśmy czas aby obejść całą Górę Tianmen dookoła – warto. Na szczycie też natkneliśmy się na remont. Wyglądało na to, że budowane są ruchome schody wiodące do Bramy do Nieba.

 

 

 

 

Na szczycie płaskiej jak stół góry za czasów dynastii Tang ( VII-X w. ) wybudowano klasztor. Obecna świątynia ma niewiele wspólnego z oryginałem, ale można tu odpocząć od zgiełku panującego chwilami na głównym szlaku.

 

 

 

 

 

 

 Szlak wije się dookoła góry, wzdłuż jej krawędzi. Niestety widoczność trochę ograniczała nam mgiełka. Do najsłynniejszych odcinków należy półtorakilometrowy Wiszący Chodnik ,,przyklejony” do ściany klifu 1400 m. nad dnem przepaści.

 

 

 

 

 

 

Jednak chyba największym hitem są wybudowane w ostatnich latach szklane chodniki.W trzech miejscach na krawędzi klifu zamocowano chodniki z przeszklonymi dnem i barierką. Szerokie na 1,6 m ścieżki mają do 100 m długości. Przed wejściem na szklaną drogę trzeba założyć wypożyczone za 5 CNY ,,muzealne” kapcie , zapewne po to by nie zarysować szkła. Spacerując po szklanym chodniku widzi się pod nogami 1400 m przepaści. To robi  wrażenie. Niektórzy decydujący się na przeprawę boją się na tyle, że idą ,,przyklejeni” do ściany nie rozglądając się dookoła.

 

 

 

 

 

Jest tu most łączący dwa wierzchołki i  dość stary wyciąg krzesełkowy. Udało mi się też ,,upolować” pięknego ptaka. Trudno jest kupić coś do zjedzenia czy napój ale są miejsca gdzie można nabyć kłódki i wstążki. Zamocowanie ich do płotu lub drzewa ma ponoć przynieść szczęście. Niespieszne obejście Góry zajęło nam ponad 5  godzin.

 

 

 

 

 

Za bilet na Górę Tianmen zapłaciliśmy po 238 CNY na osobę z czego 163 CNY kosztował wstęp (chyba trzydniowy), a 75 CNY kolejka w obie strony. Spacery po szklanych chodnikach nie wymagały dodatkowej opłaty ( poza wypożyczeniem kapci). 

 

 

 

PARK NARODOWY ZHANGJIAJIE

 

 

 

Kolejnym fascynującym miejscem w tym rejonie Chin jest Leśny Park Narodowy Zhangjiajie. Utworzony w 1982 r. Park jest najstarszym leśnym Parkiem Narodowym w Chinach. Wpisany na Listę UNESCO ( jak kilka inny okolicznych atrakcji) obiekt odwiedza ponad 30 mln turystów rocznie więc bywa tu tłoczno i głośno. Na terenie Parku znajduje się ponad 3 tys. skalnych kolumn, a setki z nich mają ponad 1000 m wysokości. Przypominające skalisty las  ostańce z piaskowca powstały w wyniku erozji. Ten wyjątkowy krajobraz wykorzystano w filmie Avatar do zobrazowania Pandory.  W skład parku wchodzą cztery obszary. Podczas jednodniowej wycieczki odwiedziliśmy dwa z nich. 

 Najbliższym od naszego pensjonatu wejściem do Parku Leśnego Zhangjiajie było wejście B w  rejonie Góry Tianzi  (Góry Niebiańskiego Syna) zwanej też Górą Cesarza. Z wysokiej na 1182 m góry doskonale widać ,,skalisty las” setek kolumn. Na szczyt góry pojechaliśmy kolejką linową, a następnie obeszliśmy dobrze oznakowane punkty widokowe.Nie było tu zbyt tłoczno i mogliśmy w spokoju napawać się otaczającymi nas widokami. Wznoszące się i z minuty na minutę grzejące coraz mocniej słońce rozganiało poranną mgiełkę i zmieniało barwy skalistych kolumn.

 

 

 

 

 Podczas wędrówki po Górze Tianzi przyjrzeliśmy się pracy artysty malującego pejzaże rękoma (namalował dla nas widoczek umieszczając na nim nasze imiona napisane po chińsku). Zwiedziliśmy też stoiska z rękodziełem i zatrzymaliśmy się przy pomniku legendarnego dowódcy.

 

 

 

 

Do kolejnej części Parku pojechaliśmy kursującym tu bezpłatnym autobusem. Wysiedliśmy na przystanku o wdzięcznej nazwie Jeden Stopień do Nieba położonym w pobliżu wejścia A w części zwanej Yuangjiajie. To najpopularniejsza i najbardziej oblegana część Parku. Tu właśnie kręcono Avatara. Wysoka skalna kolumna zwana Niebiańskim Filarem ,,zagrała” w filmie Górę Alleluja.  Inne tutejsze formacje skalne mają równie poetyckie nazwy – Platforma Zaginionej Duszy czy Pierwszy Most pod Niebem. W niektórych punktach widokowych ,,wijące się” klify przypominają Wielki Mur.

 

 

 

 

 

 

Na kilkusetmetrowym odcinku szlaku grasuje stado makaków. Wyglądające na ,,słodkie” małpki bywają agresywne i  w poszukiwaniu jedzenia czasem wyrywają turystom torby. Byliśmy świadkami takiej sceny.

 

 

 

 

 

Po zwiedzeniu tej części Parku zjechaliśmy na dół Windą Bailong. Składająca się z trzech dwupoziomowych przeszklonych wagonów winda jest imponująca. Każdy z wagonów zabiera do 50-ciu pasażerów. Winda ma 335 m wysokości i jest najwyższą zewnętrzną windą na świecie. Ostatnie 100 m  zjazdu odbywa się wewnątrz góry. Do ,,naszego” wejścia do parku B dotarliśmy bezpłatnym autobusem.

 

 

 

 

 Czterodniowy bilet wstępu do Parku kosztował 136 CNY. Kolejka linowa na Górę Tianzi kosztowała 72 CNY na osobę i w tej samej cenie był zjazd windą. 

 

 

 

 Ulica Xibu Wulingyuan

 

 

Miejscowość Wulingyuan jest jedną z bram do Leśnego Parku Narodowego Zhangjiajie. W  pobliżu  miasta jest wiele godnych odwiedzenia miejsc stąd trafiają tu rzesze turystów. Kilka minut spacerem od pensjonatu Pan Shan Yi Zhan usytuowana jest Ulica Xibu. Jest to duży kompleks pawilonów których łączna powierzchnia wynosi 70 tys. m 2. wybudowany z myślą o turystach. W pawilonach mieszczą się restauracje, sklepy z pamiątkami i dziesiątki stoisk z lokalnymi przekąskami i słodyczami. Mieliśmy tam okazję przyjrzeć się tradycyjnemu wyrobowi cukierków i ulicznym występom artystów. Podobnie jak w Pekinie widzieliśmy grupy tańczących przechodniów. Skosztowaliśmy też specjałów tutejszej kuchni – raki, wyśmienite ryby i inne – polecam. Podczas zamawiania zupy warto pamiętać, że często zamiast talerza zupy dostaniemy całą wazę czy garnek. 

 

 

 

 

 

 

W okolicach Zhangjiajie jest jeszcze sporo atrakcji. Należy do nich słynny Szklany Most Zhangjiajie. Mierzący 430 m długości przebiega 260 m nad dnem kanionu i jest najdłuższym szklanym mostem na świecie.  Park Krajobrazowy Jeziora Baofeng jest również wpisany na Listę UNESCO. Podobno wycieczka statkiem po wodach wciśniętego pomiędzy wzgórza jeziora pozostanie w pamięci na długie lata. 

Piękno okolic Zhangjiajie i mnogość tutejszych atrakcji powoduje, że warto tu spędzić nawet tydzień i więcej. Przez trzy dni rozsmakowaliśmy się w okolicznych krajobrazach i kusi nas aby tu wrócić.

Następnego dnia rano polecieliśmy liniami China Southern Airlines z Zhangjiajie do Guangzhou ( Kantonu). Kupione ponownie na chinatraveldepot.com bilety kosztowały 79 USD na osobę.

Podróżując po świecie od wielu lat wypracowaliśmy pewną taktykę. Jeśli planujemy pobyt w różnych strefach klimatycznych zabieramy z kraju odzież na upalne i na chłodne dni.  Tak było i tym razem. Mamy też w plecakach maski, płetwy i stroje do snorkelingu. Do zwiedzania zimnych o tej porze roku Chin nie potrzebowaliśmy lekkiej odzieży i sprzętu do pływania. Tak więc zbędne rzeczy zostawiliśmy w przechowalni bagażu, w hotelu w którym zamieszkaliśmy po przylocie z Polski. Po kilku tygodniach wędrówki wróciliśmy do tego samego hotelu i przepakowaliśmy nasze rzeczy. Teraz wybieraliśmy się w tropiki, więc zabraliśmy pozostawione w przechowalni rzeczy na plażę i upał. Tym razem w przechowalni zostawiliśmy torby z ciężką odzieżą, zbędnymi w ciepłym klimacie butami oraz kupionymi podczas zwiedzania Chin pamiątkami i upominkami dla najbliższych. Do Kantonu przylecieliśmy rano, a po południu lecieliśmy już dalej więc  nawet nie spaliśmy w hotelu. Po powrocie z Filipin ( to był kolejny cel podróży) znów zamieszkaliśmy w tym samym hotelu i odebraliśmy pozostawione w przechowalni rzeczy. Rezerwując z wyprzedzeniem hotelowy pokój nie musieliśmy nic płacić za przechowanie bagażu. W ten sposób nie dźwigamy w plecakach rzeczy zbędnych na danym etapie podróży. Ponadto z moich doświadczeń wynika, że lotnicze bilety na trasie ,,tam i z powrotem” są często tańsze od wieloetapowej podróży.

 

Miły Gościu 

Dziękuję za lekturę mojej relacji z wyprawy.

Mam nadzieję, że skoro dotarłeś aż tutaj  to opis Cię zainteresował.

W podziękowaniu za wytrwałość w przeglądaniu załączam kilka zdjęć ze wspomnianej na wstępie, trochę przypadkowej, jednodniowej wizyty w Xian – kolejnym kultowym mieście Chin. Załączone zdjęcia prezentują Wieżę Bębna i Wieżę Dzwonu oraz słynną Armię Terakotową.

 

 

 

 

 

 

 

 

WYSPA BORACAY FILIPINY

 

 

 

Zwykle staramy się tak zaplanować podróż by, jeśli to możliwe na zakończenie ,,wygrzać się” i odpocząć w jakimś rajskim zakątku. W połowie grudnia w Chinach trudno o upał więc wybraliśmy pobliskie i niezbyt drogie Filipiny. Serfując po internecie wyczytałem, że na niewielkiej wyspie Boracay  są jedne z najpiękniejszych plaż na świecie, więc obraliśmy ten kierunek.

Z Kantonu na Filipiny polecieliśmy dużymi, filipińskimi, tanimi liniami Cebu Pacific. Lataliśmy nimi wcześniej i mamy o nich dobrą opinię. Najpierw trwającym 2 h. 15 min. nocnym lotem polecieliśmy do Manili. Następnie po 5 godzinach drzemki na lotnisku, o 6-tej rano polecieliśmy do Caticlan, lotniska położonego tuż przy wyspie Boracay. Lot do Caticlan trwał godzinę i 10 min. Kupione na stronie przewoźnika cebupacificair.com dwa bilety, na trasie Kanton- Caticlan i z powrotem kosztowały niecałe 560 euro. Cena obejmowała 20 kg bagażu na każdego z nas i skromne posiłki podczas wszystkich czterech lotów. 

Po wyjściu z lotniska w Caticlan zaczepiło nas kilka osób proponujących zorganizowanie transportu na Boracay. Usługa obejmowała transport busem do pobliskiego portu, kilkunastominutowy rejs łodzią ( transport publiczny) i przejazd busem z przystani na Boracay do wybranego hotelu. Chcą zaoszczędzić można pójść do portu pieszo, kupić osobiście w portowej kasie bilet na publiczną łódź, a z przystani na Boracay pojechać tanim tuk-tukiem. Po krótkich negocjacjach przystaliśmy na ofertę kompleksowego transportu.Niestety nie pamiętam ile płaciliśmy ale wydaje mi się, że  około 35 zł na osobę. 

Boracay jest niewielką wyspą o długości 7 km i powierzchni ok. 10 km 2. Wiele turystycznych czasopism uznawało wysepkę za jedno z najlepszych miejsc do wypoczynku na świecie. Śnieżnobiałe plaże wyspy uchodzą za jedne z najpiękniejszych na świecie. Szczególnie ceniona jest czterokilometrowa White Beach ( Biała Plaża ) z miałkim białym piaskiem i turkusową, ciepłą wodą. Niestety piękno i popularność tutejszych plaż ma swoją cenę. Wyspa jest zatłoczona ale na plaży nie ma parawanów i takich tłumów jak w Mielnie czy Kołobrzegu  🙂 . Tutejsze ceny są wyższe niż w mniej popularnych miejscach Filipin. Na szczęście nadal jest tu dużo taniej niż w Europie. Podczas naszego pobytu woda w morzu miała ok. 28 stopni C . Żyć nie umierać  🙂

 

 

 

 

Po kilkutygodniowym, intensywnym zwiedzaniu chłodnych, a czasem nawet mroźnych Chin, przez 8 dni odpoczywaliśmy na plaży korzystając z uroków wspaniałej morskiej wody i słońca.

Boracay odwiedza blisko 2 mln turystów rocznie więc na wyspie jest dużo hoteli, hosteli i pensjonatów. Zakwaterowanie dla dwóch osób kosztuje od 40-50 zł do 1000 zł i więcej za dobę. Tak więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Zainteresowani uprawianiem sportów wodnych wypływają łodziami ok. 200-300 m od brzegu i tam mogą się wyszaleć, zatem na plaży nie słychać warkotu skuterów i motorówek. 

Spacerując po Białej Plaży widywaliśmy osobliwe budowle z piasku. Budują je pracownicy pobliskich hoteli lub miejscowe dzieci licząc na drobną zapłatę za ich fotografowanie.

 

 

 

 

Podczas 3,5 godzinnej wycieczki łódką widzieliśmy kilka okolicznych atrakcji. Wyspa Krokodylowa swą nazwę wywodzi od kształtu. Na klifie położonej w pobliżu wysepki wybudowano ciekawą drewniana konstrukcję Ariel’s Point. Można tu skoczyć do morza z wysokości. Drewniane rusztowanie pozwala skakać z 5-ciu różnych poziomów, nawet z 15-tu metrów. Prawie jak w Acapulco w Meksyku 🙂 . Oczywiście zdecydowaną większość czasu spędziliśmy w wodzie oglądając ładną choć nie zachwycającą rafę. Nie nurkujemy więc koralowce i barwne ryby podziwiamy z powierzchni z maską i rurką. W pobliżu Boracay są podobno bardzo ładne miejsca do nurkowania.

 

 

 

 

 

W pierwszych dniach słońce prażyło i aby się nie poparzyć chowaliśmy się pod parasolami. Pod koniec naszego pobytu bywało pochmurno i nawet czasem padał deszcz. W niektóre wieczory obserwowaliśmy zachód słońca.

 

 

 

 

 

 

Wzdłuż Białej Plaży ciągnie się piaszczysta ,,promenada” przy której są stragany, sklepy, bary i restauracje. Boracay słynie też z nocnego życia. Wieczorem na piasku rozkładane są stoliki i restauracje przenoszą się na plażę.  Turyści delektują się lokalnymi specjałami przy muzyce na żywo.  Filipińską  specjalnością są pokazy ,,ognistego tańca”.  Wyjątkowo smakowała nam ryba lapu lapu, homar i olbrzymie tygrysie krewetki- wszystko świeżutkie, upieczone przy nas  na grillu. Homar (a raczej duża langusta) w zależności od pory dnia i umiejętności negocjacyjnych konsumenta, kosztował 220-320 PHP (filipińskie peso) za 100 gram ale trzeba było zamówić całego, wybierając z pośród rozłożonych na ladzie.

W usytuowanym przy White Beach centrum handlowym D’Mall, będącym kompleksem pawilonów ze sklepami i knajpkami, jest lodziarnia Halomango. O popularności lodziarni świadczą długie kolejki do okienka. Serwują tam wyśmienite, zrobione z mango lody w cenie 100 i 150 PHP – palce lizać.

Kolejną atrakcją wyspy są masaże. Braliśmy je kilkukrotnie. Ceny masażu wahają się od 300 do 2000 PHP i więcej. Najtańsze są masaże oferowane przy plaży, na świeżym powietrzu. W czystym, klimatyzowanym i eleganckim salonie, trwający półtorej godziny, aromatyczny masaż  kosztuje ok. 900 PHP ( 63 zł ) choć zdarzyło nam się też płacić 500 PHP za godzinny shiatsu. 2000 PHP kosztował dwugodzinny masaż ziołowy, podczas którego okładano nas gorącymi, bawełnianymi workami wypełnionymi ziołami.

 

 

 

 

 

Boracay nie jest zacisznym tropikalnym rajem gdzie leżąc pod palmą można posłuchać szumu morza i podziwiać egzotyczną przyrodę. Jest to tętniący życiem kurort pełen turystów, głównie Azjatów którzy czasem bywają hałaśliwi. Jednak piękna plaża, wspaniała woda i wyśmienite jedzenie bardzo nam przypadły do gustu. Raczej nie wracamy w te same miejsca, lecz w tym przypadku rozważamy kolejna wizytę. Wiosną 2018 r. o Boracay zrobiło się głośno bo prezydent Filipin zaniepokojony postępującą dewastacją środowiska, zamknął wyspę. W kolejnych miesiącach hotelarze i inni żyjący z turystyki przedsiębiorcy mieli zainstalować oczyszczalnie ścieków i ograniczyć zanieczyszczenia. Medialny szum wokół wyspy nas zdziwił bo podczas pobytu nie zauważyliśmy problemu. Owszem boczne uliczki były zaśmiecone ale to częste w azjatyckich ( i nie tyko) krajach. Na ,,naszym” odcinku plaża i morze były czyste. Na plaży i w D’Mall obowiązywał zakaz palenia i palacze chcąc się zaciągnąć musieli udać się do  wyznaczonych miejsc. Wygląda na to, że nasza ewentualna kolejna wizyta może być jeszcze przyjemniejsza 🙂   

 

 

Miły Czytelniku

 

Liczę, że załączone tu informacje poszerzyły Twą wiedzę o odwiedzonych przez nas miejscach. 

Może lektura zainspiruje Cię do wyjazdu w tym kierunku.

Będę wdzięczny za komentarz na temat relacji i zamieszczonych w niej zdjęć w poniższej ramce

Uśmiecham się też o polecenie mej strony znajomym:)



Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o

Facebook